Kilka słów o fabule: akcja dzieje się na początku lat 80tych, kiedy to lekarka za karę o wystąpienie o wizę do RFN, zostaje wysłana z Berlina na prowincję. Będąc pod ciągłą kontrolą lokalnego przedstawiciela STASI, ryzykuje wiele kontynuując potajemne spotkania z narzeczonym z zza zachodniej granicy i planując ucieczkę. Panuje klimat wszechobecnej podejrzliwości i nieufności. STASI poddaje Barbarę ciągłym kontrolom i upokarzającym rewizjom osobistym. Nie będę zdradzać więcej, ale zachęcam do obejrzenia "ciągnika".
Koleżanka z pracy również obejrzała ten film i powiedziała, że "podobał jej się tylko do połowy". Nie drążyłam tematu (poniedziałek rano przed pierwszą kawą!), ale trzeba się zgodzić, że tak pewnie w połowie filmu można się domyślić zakończenia. Ale dla mnie to nie o zakończenie chodzi. Tylko o ten klimat pozornej normalności, życia które na pierwszy rzut oka wygląda jak wszędzie indziej, a podszyte jest strachem i nieufnością uniemożliwiającą normalne relacje międzyludzkie. Krytykiem filmowym nie jestem, nie nazwałabym się również kinomanem, ale dla szukających "znaku jakości", donoszę, że film zdobył Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię (Christian Petzold, który jest rownież autorem scenariusza) na 62. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie.
Z ciekawostek, wyczytałam gdzieś, że autorom filmu zależało na oddaniu realiów epoki i tak na przykład spędzili 16 dni na poszukiwaniach starego katalogu "Quelle" na eBay'u! Aha, no i możecie pamiętać odtwórzynię głównej roli (Ninę Hoss) z "Białej Masajki".
Po obejrzeniu filmu, przypadkowo w ręce wpadł mi przewodnik Lonely Planet po Niemczech, gdzie wyczytałam, że w Berlinie jest muzeum STASI, o którego istnieniu nie wiedziałam. Chyba już wiem, dokąd skieruję kroki podczas najbliższej wizyty w niemieckiej stolicy... Oczywiście o wrażeniach doniosę!